Mam poczucie tymczasowości i powierzchowności [WYWIAD]
2014-01-28 11:05:51Boimy się asymetrii, dysharmonii, zniekształcenia, niewygody w ciele, nie akceptujemy siebie i swojego ciała. Musimy być idealni, żeby żyć idealnie, pracować idealnie, mijać życie idealnie – mówi w rozmowie z dlaStudenta.pl Anna Piotrowska, która we Wrocławskim Teatrze Pantomimy wyreżyseruje spektakl „Historia brzydoty” inspirowany słynną książką Umberto Eco. Premiera 7 lutego na Scenie na Świebodzkim.
Z całego spektrum „brzydoty” zaprezentowanej w książce Umberto Eco, Pani zdecydowała się poświęcić spektakl anoreksji.
Anna Piotrowska: Anoreksja jako pozorne dążenie do piękna do ideału, a w gruncie rzeczy choroba, która zaczyna rządzić naszym życiem, odbiera nam energię i wyniszcza organizm od środka. Zaczyna człowiek poddawać się schematom, które są podyktowane tej chorobie. ...rzeczy brzydkie można pięknie naśladować..., idealnie wpisuje się myśl Arystotelesa w proces wejścia w chorobę.
Spektakl nie będzie jednak po prostu historią pięciu kobiet chorych na anoreksję.
Głównym zainteresowaniem było przyjrzenie się samemu procesowi choroby, w związku z tym pomyślałam, że ciekawe byłoby pokazanie UCIELEŚNIENIA ANOREKSJI, kim może się stać, jak się zachowywać, a co za tym idzie, jak wchodzi w osoby i zaczyna „zamieszkiwać” w podatnych ciałach i umysłach.
W przedstawieniu „ucieleśnienie anoreksji” przybiera postać Any - bogini, która „wykorzystuje słabości, pragnienia, zaciera różnicę pomiędzy iluzją a rzeczywistością, pociąga w krainę anoreksji”. To symbol kolorowych czasopism? Przemysłu modowego?
Na pewno osoby, które ulegają tej chorobie, widzą w wielu rzeczach inspiracje. Żyjemy w czasach obrazu, z każdej strony atakują nas reklamy, bilbordy, zdjęcia, które krzyczą wręcz jak mamy żyć, wyglądać, jak myśleć, jak czuć, jak wierzyć, jak kochać itp. Nie chodzi tylko o modę, chodzi chyba w ogóle o konsumpcyjny tryb życia, nastawiony na branie, a nie dawanie. Mam ogromne poczucie tymczasowości i powierzchowności. Poza tym granice iluzji i rzeczywistości zacierają się. Żyjemy często w świecie wirtualnym, w którym pragnienia są spełniane nierealnie czyli ułomnie. Nie ma tutaj odbicia w rzeczywistości. I tutaj rodzi się brak satysfakcji w życiu. Ciągle jesteśmy niezadowoleni z siebie. Podnosimy poprzeczki, by ścigać się samemu ze sobą. W wyścigu wspiera nas Ana.
Anna Piotrowska - tancerka, choreograf, reżyser, nauczyciel tańca współczesnego, Fundator i Prezes Zarządu Fundacji Rozwoju Tańca - eferte, założycielka "mufmi" w Warszawie. Stworzyła blisko 70 autorskich choreografii i przedstawień. Współpracuje m.in. ze Śląskim Teatrem Tańca, Polskim Teatrem Tańca w Poznaniu i Państwową Wyższą Szkołą Teatralną w Krakowie. Pedagog Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej na Wydziale Teatru Tańca w Bytomiu. |
Żyjemy w czasach dążenia do piękna.
I każdy zaczyna pragnąć tego, czego nie ma. Boimy się asymetrii, dysharmonii, zniekształcenia, niewygody w ciele, nie akceptujemy siebie i swojego ciała. Musimy być idealni, żeby żyć idealnie, pracować idealnie, mijać życie idealnie… Życie w kształcie absolutnym, doskonałym, pozornie harmonijnym. Ta doskonałość sprawia, że zaczynamy zachowywać się w inny sposób niż „normalny”. Dotykamy granic życia i śmierci. Żyjemy po to, żeby zbliżyć się do zera, czyli do niczego. Poprzez chorobę zbliżamy się do śmierci, osiągając ideał. Anoreksja to współczesny kult walki piękna i brzydoty, życia i śmierci, przyjemności i kary, absolutnej dyscypliny w unicestwianiu siebie.. Zdobywanie uznania, ale nie dla samego siebie, ale dla idei, poklasku i dla niej KAPŁANKI ANY, BOGINI imieniem ANOREKSJA.
A może pęd za chorobliwą doskonałością dobiega końca? W końcu media coraz częściej zapowiadają „koniec ery wychudzonych modelek”.
Nie interesują mnie bezpośrednio media. Niech sobie kreują, co chcą. Tylko żeby głupota nie przekraczała granic absurdu. Absurd jest strawny w teatrze i kabarecie, ale w życiu cudownie byłoby cieszyć się po prostu życiem. Po co się ścigać, jak i tak wszyscy biegniemy do jednej mety?
„Historia brzydoty” jest więc protestem przeciwko…
… moje przedstawienie nie jest walką ani protestem. Wydaje mi się, że warto działać i na mniejszą skalę i pokazywać skutki tej choroby, zanim pojawi się pomysł, żeby może jednak za wszelką cenę wyglądać tak, jak mi jakiś Wielki Billboard pokazuje każdego dnia.
Najważniejsze jest pokochanie siebie i w pełna samoakceptacja. To jest bardzo trudne, ale trudniejsze jest i prawie niemożliwe wyjście z tej choroby. Myślę, że jeżeli młoda osoba obejrzy to przedstawienie, to może zastanowi się podwójnie, ale też nie mam takiej gwarancji. Działalność u podstaw też ma sens i może ktoś zrozumie absurd tej choroby i się jej nie podda. Czy ja mogę coś zmienić? Mogę zmieniać siebie i ewentualnie kreować rzeczy, które czuję i którym chcę się przyglądać. Czy one zmienią świat ? Nie wiem, ale jeśli skłonią choć jedną osobę do refleksji i jeszcze wzruszą – to naprawdę warto.
Rozmawiał: Marcin Szewczyk
(marcin.szewczyk@dlastudenta.pl)
Fot. J. Wittchen