Tatuś - recenzja spektaklu
2019-10-21 14:00:46"Tatuś" w reżyserii Sebastiana Majewskiego to nowość w repertuarze Teatru Polskiego we Wrocławiu. Na Scenie Kameralnej oglądamy prawdziwie kameralną (i zwięzłą - około 60 minut) opowieść o dwóch siostrach w dojrzałym wieku. Grają je Teresa Sawicka oraz... Mariusz Kiljan i trzeba przyznać, że właśnie ten aktorski duet to największa siła tego tytułu.
Bohaterowie w każdej minucie przedstawienia ewidentnie toczą ze sobą pewnego rodzaju wojnę. Uwikłani w toksycznej relacji, nie mogą uwolnić się od siebie oraz od wspomnień o tytułowym tatusiu. Jego postać wywarła piętno na całym ich życiu, które z jednej strony było bogate i pełne sukcesów, a z drugiej - okazało się być tragiczne w skutkach, bo rodzeństwo obecnie nie potrafi myśleć o niczym innym jak tylko przebrzmałej sławie i tym, co tatuś znaczył dla nich faktycznie, a co jedynie same sobie dopowiadają.
Aktorsko jest bardzo ciekawie. bohaterowie zdeżeni są na zasadzie przeciwieństw - wieku, doświadczenia, majątku, stanu zdrowia, stanu umysłu, a przez inwencję twórców - także płci, co dodaje przedstawieniu sporej dawki znaczeń i możliwości interpretacyjnych. Dzięki temu jest to też historia uniwersalna, bo widz może pomyśleć o swoich relacjach i swoich "tatusiach". Tu tatusia nie można odczytywać wyłącznie jako rodzica biologicznego, a i zdrobnienie nie zostało wprowadzone przypadkowo.
Widzimy tu kawałek z życia zapomnianej gwiazdy, której życie sprowadza się do wspomnień minionej kariery i utarczek słownych z "tą młodszą", która lubi znęcać się nad nią psychicznie, a jednocześnie obie nadal się kochają. Widać to w ich bliskości w finałowej scenie spektaklu. Końcówka może zaskoczyć widza, bo na deskach teatru pojawia się jeszcze ktoś trzeci. Kto? Tego nie zdradzimy, ale jeśli chcemy doszukiwać się wad "Tatusia", to będą to właśnie końcowe minuty, które po prostu gubią tempo i tracą dynamikę, do której wcześniej przyzwyczajają nas siostry. Jest tu jednak także pewne pozytywne zaskoczenie - oszczędna, ale pomysłowa scenografia, która swoje drugie dno ujawnia w finale dosłownie i w przenośni.
Michał Derkacz
fot. Krzysztof Zatycki