Andronicus - Synekdocha - recenzja spektaklu
2021-12-09 15:04:33Czasami jest tak, że nie musisz wypowiedzieć ani jednego słowa, by powiedzieć wszystko. Nie musisz się starać układać zdań, by ktoś zauważył twoje emocje, nastawienie czy obecny stan psychiczny, a nawet fizyczny. Wystarczy jedno spojrzenie, pisk, krzyk i ruch – ręką, nogą, palcem. Bywa tak, że uczucia, które w sobie nosisz, będą tobą targać, aż w końcu wyleją się z ciebie, niekontrolowanym strumieniem. Wtedy wszystko stanie się jasne.
Teatr Pieśń Kozła, w swoim nowym spektaklu „ANDRONICUS – SYNEKDOCHA” w reżyserii Grzegorza Brala, postawił na emocje, płynące z najgłębszych zakamarków ciała. A wiadomo, że długo skrywane, mogą przeistaczać się w różne działania. Te niewidoczne gołym okiem są przecież najgroźniejszymi, bowiem nie bez powodu pozostają w środku nas. Jakich problemów dotknęli artyści w sztuce, inspirowanej szekspirowskim dramatem „Tytus Andronikus”? Próba generalna przedstawienia miała miejsce 7 grudnia 2021 roku i dzielimy się tutaj naszymi wrażeniami.
Zobacz zdjęcia z próby generalnej >>
Dynamika
Trudno jest zacząć pisać o czymś, co od razu rozpoczęło się z wielkim impetem. W tym spektaklu, który trwał trochę ponad godzinę, nie było czasu na powolne, delikatne rozwijanie akcji. Trzeba było działać od razu, by oddać charakter historii. Można by zatem zarzucić brak miejsca na oddech, ale na szczęście nie trzeba tego robić. Jakakolwiek przerwa mogłaby tylko wpłynąć negatywnie na dynamikę, a ta z kolei doprowadziłoby do zwykłego znudzenia. Napięcie było stale budowane, nie opadło ani na moment.
Nie trzeba znać szekspirowskiego dramatu „Tytus Andronikus”, by wiedzieć, o jaki przekaz chodziło grupie. Wszystko było przejrzyście i klarownie wypowiedziane i to nie tylko przez słowa. Aktorzy postawili na śpiew, a przede wszystkim na ruch. To właśnie on sprawił, że dialogi i monologi ożywiały, były realniejsze i bardzo głębokie. Nie sposób ominąć przy tym faktu, iż każdy z artystów, brawurowo odegrał swoją rolę, skupiając na sobie wzrok widza. Świadczy to tylko o solidnych przygotowaniach i wielkim warsztacie każdego z grających. Działali jako grupa, a mimo to każdy zdolał pokazać najlepszą stronę siebie.
Spójność
W historii przeważały dwa elementy: chęć zemsty i przemoc. Choć może się wydawać, że są to naprawdę niełatwe tematy, a z pewnością trudne do zaprezentowania w sposób trwały i znośny, to aktorzy udźwignęli ten ciężar. Przemoc, pokazywana z perspektywy gwałtu, morderstwa i okrutnego zachowania, była przepełniona nie tyle słowem, co ruchem ciała. Ekspresyjne czynności, dostosowywane do rytmu muzyki, stworzyły obraz bolesny, ale i piękny na swój sposób. Były momenty, gdzie wzrok uciekał, by nie patrzeć na fantastyczną, choć przykrą scenę, to jednak ciekawość zawsze wygrywała. To kolejna zasługa artystów.
Spójność przejawiała się w jeszcze jednym, bardzo ważnym aspekcie – w utrzymaniu roli, postawy, przybranych zachowań od początku trwania akcji do samego końca. Warto podkreślić, że spektakl odgrywany był w sali, którą sam reżyser sztuki nazwał „dziwną”. Nie da się zaprzeczyć, że przypominała bardziej siłownię lub salę fitness, niż profesjonalny teatr.
To wiąże się z kolei z dostosowaniem możliwości pod warunki grania. I tutaj poziom owej adaptacji do okoliczności został zachowany na wysokim poziomie. Nie było typowej sceny, kurtyny czy kulisów, w których aktorzy mogliby się przebrać, odetchnąć czy chociażby zniknąć z pola widzenia, a mimo to nie dało się odnieść wrażenia, że stanowi to dla nich problem. Odgrywali swoją rolę z należytą starannością, udowadniając, że najcenniejszy w sztuce jest człowiek, nie pięknie przystrojone miejsce.
Brutalność
Czy w tej historii jest coś, o czym można powiedzieć „poetyckie”, „lekkie”, „miłe”? Zdecydowanie nie. To istna brutalność, przejawiająca się na wszelkie możliwe sposoby. Skąd ona pochodzi? Dlaczego w ogóle powstaje? W przypadku Andronicusa punktem zwrotnym jest powrót Tytusa, wodza, a więc osoby, której życie jest z góry naznaczone, z wygranej walki z barbarzyńcami. Czego można od niego oczekiwać? Władzy.Co jeśli jej nie ma?
Tutaj właśnie rozpoczyna się cała akcja, którą warto obejrzeć samemu. A jest na co patrzeć, czego słuchać i co podziwiać. Szybko można zdać sobie sprawę, że oglądany dramat sceniczny ma uniwersalną, ponadczasową wartość. Pokazuje sytuację i procesy, w których niejedna osoba, świadomie lub nie, uczestniczy. Pytanie tylko, co zrobić, by nie zostać obojętnym na to, a jednocześnie nie dać się porwać w wir negatywnych doświadczeń.
Teatr Pieśń Kozła zaproponował sztukę, która z pewnością zapadnie w pamięć niejednej osobie. Dopracowana charakterystyka postaci, grupowy indywidualizm, minimalistyczna scenografia (Robert Florczak i Grzegorz Bral) i muzyka (Maciej Rychły) ze wspaniałym chóralnym śpiewem jest naprawdę warta uwagi. Scenariusz napisany przez Alicję Bral to niemała dawka emocji. Spektakl można zobaczyć do 11 grudnia 2021r.
Klaudia Kowalik
fot. Krzysztof Zatycki