Rzeźnia numer pięć - recenzja spektaklu
2021-06-29 10:05:43Opowiadając o przeżyciach wojennych, łatwo popaść w skrajności - albo przytłoczyć odbiorcę, albo próbować umniejszyć wagę tak trudnych doświadczeń. Zespół Wrocławskiego Teatru Współczesnego, tworzący „Rzeźnię numer pięć” na czele z reżyserem, Marcinem Liberem, znalazł na to sposób i zrealizował satyryczną opowieść o traumie i zmaganiu się z nią, okraszoną czarnym humorem.
„Rzeźnia numer pięć” to spektakl przełożony na deski teatru przez Michała Kmiecika, na podstawie powieści amerykańskiego pisarza Kurta Vonneguta „Rzeźnia numer pięć, czyli Krucjata dziecięca, czyli Obowiązkowy taniec ze śmiercią.”. Vonnegut jako młody chłopak przeżył bombardowanie Drezna i kilkanaście lat później próbował opisać swoje doświadczenia, tworząc „Rzeźnię”. Spektakl wystawiany przez Wrocławski Teatr Współczesny, zabiera widza w długą i bardzo dynamiczną podróż śladem życia głównego bohatera Billy’ego.
Nietuzinkowa kreacja aktorska i doskonałe efekty
Jest to podróż, podczas której przeszłość przeplata się z przyszłością, a rzeczywistość z fantazją. Rafał Cieluch, który gra Billy’ego, znakomicie pokazał zagubienie bohatera i trud w uporaniu się z traumą po masakrze Drezna. Kreacja głównej postaci jest bardzo przekonująca, ale sprawcą całego „zamieszania” jest bohater zbiorowy, który jest jednocześnie narratorem. Niesamowitą rolę odegrał każdy z aktorów, wcielając się w bardzo wiele różnych postaci, zmieniając co rusz stroje, charakteryzacje, dostosowując ton głosu.
Podczas przedstawienia, wszystkie zmysły zostają wystawione na działanie bodźców. Momentami niepokojącą muzykę na żywo, serwuje nam Filip Kaniecki. Scenografia jest wręcz w neonowych kolorach, można ją interpretować na różne sposoby, stanowi idealne uzupełnienie historii. Odpowiedzialny za nią oraz za efekty świetlne, są Mirek Kaczmarek i grupa MIXER.
Niejednorodna opowieść
Spektakl niekiedy jest absurdalny. Bohater przenosi się na dziwną planetę Tralfamadorię, gdzie podziwiany jest przez zamieszkałe tam istoty. Ciężko jednak mówić racjonalnie o masakrze, stąd taka forma opowieści o tragicznych wydarzeniach. Czarny humor, satyra, próba złapana dystansu do wydarzeń z Drezna. „Rzeźnia” to teatr przygody, która jest widzom opowiadana, podkreślając jak ważna jest w niej idea hipisowska. Bo tym właśnie jest ta opowieść - na przekór masakrze drezdeńskiej - pacyfistyczną historią walki o to, żeby świat był lepszy.
Przedstawienie podzielone jest na dwie części. Pierwsza z nich opowiada o trudzie spisania tak trudnej historii wojennej, osobistych przeżyć. Poznajemy wtedy bliżej postać Billy’ego. Druga część jest realizacją tej opowieści.
Czy warto?
„Rzeźnia numer pięć” zdecydowanie zostaje w pamięci na długo. To spektakl, który poprzez historię głównego bohatera, ukazuje dramat wielu osób, połączonych ze sobą. Ich ścieżki przeplatają się ze sobą. Jest to teatr, w którym w każdym momencie wystawieni jesteśmy na jakiś element zaskoczenia i trzymamy się kurczowo fotela, czekając na więcej.
Karolina Ryś
fot. Krzysztof Zatycki