Rutka - recenzja festiwalowa
2022-05-30 17:08:10Przeszłość nieustannie przenika się z teraźniejszością, tworząc przy tym nową przyszłość. Tak działa świat, w którym zdarzenia już przeszłe, mogę mieć realny wpływ na współczesność, a nawet powinny mieć. Warto jest, by w odpowiednim momencie, zacząć uczyć młodych widzów o tym, co działo się dawniej. Jest to o tyle istotne, iż czasy już zamierzchłe, mogą nagle wydawać się bardziej realne. Teatr Lalek ARLEKIN z Łodzi postanowił wyciągnąć rękę do młodszych kolegów, by opowiedzieć im historię o przyjaźni Zosi z Rutką w spektaklu „Rutka”. Przedstawienie oparte jest na książce Joanny Fabickiej o tym samym tytule. Prezentowane było w ramach 6. Przeglądu Nowego Teatru dla Dzieci we Wrocławskim Teatrze Lalek.
Lekkość w trudach
Już na wstępie należy ukłonić się nisko aktorom oraz reżyserce spektaklu, Karolinie Maciejaszek, za niezwykle dobrze i zgrabnie ograny temat. Historia Rutki, dziewczynki, która roztaczając swą tajemniczą aurę, zabiera widzów w świat marzeń, tęsknoty i ulotnych chwil, jest z pewnością potrzebna w każdych czasach. Ta z pozoru wesoła opowieść, w której 10-letnia Zosia musi spędzać wakacje w domu z ciotką Różą, kryje w sobie znacznie więcej. Jest zaproszeniem dla małych i dużych do przeszłości, w której dziać się będą rzeczy niespotykane.
Trudno jest mówić o dramatycznych wydarzeniach, które na długo zostają w pamięci. Odciskają swoje piętno, nie pozwalając przejść obojętnie. Osobie dorosłej o wiele łatwiej doświadczać i przeżywać takie chwile, dzięki większej świadomości i empatii. Sytuacja zmienia się diametralnie, jeśli podobną historię chce się przekazać dzieciom. Wojna, która wciąż żywo przypomina o sobie, jest jednym z najtrudniejszych tematów do przedstawienia. Nie można jej zbagatelizować ani zabrać jej negatywnych elementów. Ale można poszukać sposobu, by w prezentowanych scenach, dodać dziecięcego spojrzenia.
Teatr Lalek ARLEKIN postawił na minimalizm, nie tylko w scenariuszu, ale także w scenografii. Dzięki temu sama historia nie ginie w dziecinnych pytaniach i zabawach. Wybija się stale na przód, koncentrując na sobie uwagę od początku do końca. Co ważne, spotkanie z bohaterami spektaklu tuż po jego zagraniu, jest bardzo ważnym zabiegiem. Można porozmawiać z młodymi widzami i wyjaśnić im, co się tak naprawdę zadziało na scenie.
Świat, który (nie)istnieje
Historia jest bardzo intrygująca, zwłaszcza sposób jej przedstawienia. Odnosi się wrażenie, że przenikają się dwa światy, gdzie jedna z bohaterek może uczyć się od drugiej i odwrotnie. Dziewczynki spędzają razem czas, bawią się, poszukują, by w końcu zasiąść przy jednym stole i dowiedzieć się, że jedna z nich nie istnieje. Jest już niewidoczna. Jej rzeczywistość została w przeszłości. Nie ma odbicia w teraźniejszości, choć tak bardzo by się chciało, by o niej nie zapomnieć.
Uwagę należy zwrócić także na wcześniej wspomniane zabawy. Nie są to zwykłe, znane i praktykowane od lat, niewinne dziecięce przyjemności. To nocne ucieczki z domu i poszukiwanie pociągu, którym odjechali rodzice Rutki. Gdzie? Do dalekiej krainy, z której, jak mogłoby się wydawać, nie ma powrotu. Ona została sama, niecierpliwie czekając aż zdarzy się cud i znów będzie mogła wtulić się w ramiona matki i ojca. Postać Rutki jest bardzo dobrze opracowana. Jako dziecko, nie może wszystkiego rozumieć, a co za tym idzie – nie może i nie musi zgadzać się na każdą sytuację. Jest naiwna w swoich marzeniach, ale urocza w ciągłym trwaniu w nadziei.
Świat, który nie istnieje, jeszcze nie tak dawno zabierał sen z powiek wielu ludziom. Ogrom cierpienia, tęsknoty i niesprawiedliwości raz po raz zabierał wszystko, co napotkał na swojej drodze. W spektaklu nie panuje jednak ciężka, gęsta atmosfera. Mimo iż dziewczynki nie prowadzą ciągle wesołych pogaduszek, a z ich konwersacji można odważnie wysunąć zasmucające wnioski, to fakt, że są dziećmi, bardzo pomaga w odbiorze. Dodatkowym wsparciem jest wielofunkcyjna scenografia, złożona z drewnianych skrzynek, zmieniających swoje przeznaczenie w zależności od potrzeby. Jak widać, nie trzeba kolorowych świateł i wybuchów, by przyciągnąć uwagę małego odbiorcy.
„Rutka” otula widza swoją łatwowiernością. Motyw samotności i niezwykłej przyjaźni jest tutaj mocno odczuwalny. Świetnie zaprezentowana historia wojenna, przepleciona ze współczesnymi problemami, tworzy obraz zbudowany na empatii i wrażliwości. Nie zabrakło humoru, ale nie przeszły bez echa także wspomnienia o tych, którzy odeszli bez słowa. Piękna, wzruszająca opowieść.
Klaudia Kowalik
fot. Krzysztof Zatycki