Moje łzy nie płaczą - recenzujemy spektakl "Apokalipsa"
2016-12-07 20:36:21Wrocławski Festiwal Dramatu zwieńczono bardzo symbolicznie - "Apokalipsą" (Tomasz Śpiewak), spektaklem Nowego Teatru z Warszawy, w reżyserii Michała Borczucha. Motto prologu brzmiało: "Co was nie zabije to was wzmocni". Okazuje się bowiem, że apokalipsa wcale nie musi być czymś oczywistym i ostatecznym. Co nie zabija, to wzmacnia, znieczula do tego stopnia, że aż łzy nie płaczą...
Na scenie minimalizm - mieszkanie czyste i puste - przygotowane na apokalipsę. Za ścianami impresjonistyczny krajobraz miasta europejskiego. Włoskiej Bolonii?
Paolo, włoski pisarz, poeta i filmowiec to jedna z realistycznych postaci tworzących ramy spektaklu. Widzimy go podczas wywiadu udzielanego przed śmiercią. Jako wrażliwy twórca ubolewa nad upadkiem ludzkości - "Nie ma ludzi, lecz zderzające się ze sobą maszyny", ofiary poddające się systemowi. Dziennikarz (Marek Kalita) wyraźnie męczy Paola, który miota się po sali, z początku tanecznym krokiem, później już jedynie ucieka od natarczywych pytań. W pewnym momencie wyrazistym gestem otwiera okno - nie wytrzymując przytłaczającego tonu rozmowy. Dziennikarzowi wyraźnie zależy na zwęszeniu sensacji. Paola, wrażliwego artystę ranią pytania o sens. Kiedyś było lepiej. Dręczy go fałsz i antagonizmy. Są tylko podporządkowujący i podporządkowani.
"Poznacie Prawdę, a Prawda was wyzwoli" te słowa zostały przywołane w sposób groteskowy, symbolizuje to upadek wielkich narracji. Paolo ma wielki problem ze zdefiniowaniem Prawdy, a jeszcze większy kłopot sprawia mu zdefiniowanie siebie. W pewnym momencie scena gwałtownie zmienia się w plan filmowy, a Paolo, już jako widz siada wygodnie i ogląda.
"Moje łzy nie płaczą" - zwierzała się Laura (Marta Ojrzyńska). A to dlatego, że "Apokalipsa" na scenie była bardzo łagodna, przedstawiona jako taka, którą możemy mniej lub bardziej subtelnie usprawiedliwić. Z łatwością zbyć i zamieść pod dywan. Ta apokalipsa jest jedną z wielu, jak apokalipsa ostatnich dni miesiąca, kiedy to trudno jest powiązać koniec z końcem, a dodatkowo natarczywi bezdomni i emigranci potęgują poczucie winy, uświadamiają egoizm.
Świetnym cytatem z rzeczywistości okazała się scena, w której Laura znajdująca się na planie filmowym ma za zadanie pokazać emocje jakie wzbudza w niej widok bezdomnego. Konwencja planu filmowego pęka i w pewnym momencie ta scena pokazana jest bardziej realistycznie. Konkluzja jest prosta. Człowiek człowiekowi nie chce pomóc bo jest to uwłaczające. Poza tym tłumaczy się własnymi potrzebami. Parafrazując słowa Laury - "Odejdź stąd, zamarznij, umrzyj. Byleby nie na moich oczach, nie chce o tym nic wiedzieć".
Ze znanych postaci pojawia się również Oriana Fallaci w stadium zaawansowanej choroby nowotworowej. Bardzo znane było jej stanowisko po 11 września i artykuły o inwazji państwa islamskiego. Kluczowa rola tej postaci to wyrażenie niepokoju względem przyszłości czekającej Europę.
W środku jest jeszcze Kevin Carter (Jacek Poniedziałek) - autor zdjęcia, na którym sęp czeka na śmierć wygłodzonej etiopskiej dziewczynki. Zdjęcie obiegło cały świat, i pojawiło się też jako tło spektaklu. Carter dostał Nagrodę Pulitzera, a zaraz potem popełnił samobójstwo. W spektaklu toczą się dyskusje na temat okoliczności powstawania owej fotografii. Medialne eksponowanie współczucia to etyczny problem, bo ostatecznie zamiast nas wzruszyć, znieczula. Patrzenie na cierpienia jest tylko z pozoru niewinne. W "Apokalipsie" Carter bierze Dziewczynkę (Ojrzyńska) na ręce i zwraca się do widowni z pytaniem o to, kto chciałby ją wziąć - nakarmić, napoić, zaopiekować się i zapewnić edukację. W tym momencie widz traci jakiekolwiek prawo do oceniania.
Zakończenie jest płynne, wylewa się z ram a napięcie opada. Zdegustowany i zawiedziony Paolo wyrzuca z siebie jeszcze ostatnie słowa rozczarowania, po czym zchodzi ze sceny.
Po oklaskach aktorzy wyszli na scenę w czarnych taśmach na ustach. Spektakl był polityczny nie tylko w treści. Aktorzy wyrazili gest solidarności i sprzeciwu w związku ze zmianą dyretora i zwolnieniami aktorów Teatru Polskiego we Wrocławiu.
Estera Głowacz
fot. Magda Hueckel/materiały prasowe