Akademia Pana Kleksa - recenzja festiwalowa
2022-05-30 00:22:21"Witajcie w naszej bajce!" - te słowa kojarzy niejedne dziecko, małe i duże. Przywołują na myśl same miłe chwile, otwierają dawno pozamyka szuflady, a są też pretekstem do opowiedzenia nowemu pokoleniu o fantastycznych przygodach Pana Kleksa. Nic taki nie pobudza wyobraźni, jak kolory, światła, lekka nutka tajemnicy i mała szczypta strachu. Tego zdecydowanie nie zabrakło na scenie Miejskiego Teatru Miniatur z Gdańska. Fantastyczny, inauguracyjny spektakl „Akademia Pana Kleksa”, otworzył 6. Przegląd Nowego Teatru dla Dzieci we Wrocławskim Teatrze Lalek.
Dyscyplina ważna rzecz
A i owszem, dyscyplina ważna rzecz, ale uczyć jej i stosować ją można na wielorakie sposoby. W teatrze, w którym na scenie miesza się młode pokolenie z tym nieco starszym, z pewnością nie jest o nią trudno. Mimo wszystko, oglądając spektakl gdańskiej grupy, odnosi się wrażenie, że panuje tam pełna swoboda w wyrażaniu swoich myśli i pomysłów. Zupełnie tak, jakby Akademia Pana Kleksa była odzwierciedleniem rzeczywistości, w której małolaci są zachęcani do pobudzenie swojej wyobraźni i działania na najwyższych obrotach.
To, co należy dodać, to fakt, że każdy w spektaklu miał swoją pozycję. Oczywiście, główne role obsadzono, zresztą bardzo trafnie, ale grupa świetnie komunikowała się między sobą. Fantastycznie oglądać dzieci i nastolatków, którzy między sobą nie wstydzą się zaśpiewać, zatańczyć a nawet powiedzieć tekst trochę inaczej, niż reszta kolegów. Owa dyscyplina przejawia się tutaj w formie swobody, zabawy, ale kontrolowanej, bo od początku do końca, przedstawienie wciąga – nie tylko maluchów! Jeśli na scenie czuć grupę, ich jedność i wsparcie, to połowa sukcesu leży już po stronie udanego występu.
Co by było gdyby?
Co by było, gdyby na scenie pojawili się sami dorośli? Co by było, gdyby dzieci wstydziły się być dziećmi? Co by było, jeśli nie byłoby tego tytułowego Pana Kleksa? Pytania, jak zwykle, skłaniające do refleksji. W tym przypadku należałoby się zastanowić, czy dorosłe już osoby, dałyby radę zaprezentować powieść Jana Brzechwy, w której aż kipi od dziecięcej radości, naiwnych myśli i słodkiej nieświadomości otaczającego świata? Z pewnością nie!
Ważnym wątkiem była sprawa dziecka-robota. We współcześnym świecie, który zalewa fala technologii, a wszystko, co pozornie istotne, dzieje się w Internecie, brakuje miejsca na kreatywne działania. Taki problem poruszył również Teatr Miniatura. Unaocznił, co może stać się z dziećmi, pozbawionymi uczuć i swobody do ich wyrażania. Wizja takiej rzeczywistości mrozi krew w żyłach, a przecież wcale nie tak trudno o nią. Pojawia się również znany motyw "dziecka doskonałego", któremu rodzice wpajają zasady życia. W prosty sposób można odnaleźć w scenariuszu przykre, ale jakże prawdziwe zdarzenia z dnia codziennego. Aktorzy podkreślają wyraźnie swoje stanowisko, które jest zdecydowanie pozytywne - dzieciom należy oddać przestrzeń do twórczego działania!
Miejski Teatr Miniatura stanął na wysokości zadania i oddał w ręce młodszych (i mniejszych) kolegów pałeczkę. Reżyserka, Agnieszka Płoszajska, doskonale przeprowadziła widza przez magiczny świat bajek, wplatając w poszczególne sceny sentencje warta zapamiętania. Jedną, która głównie zapada w pamięć, jest ta o uczuciach – najważniejsze jest, by czuć i pozwolić sobie na to. I choć na widowni padały pytania, o co dokładnie chodzi, to rodzice mieli już dobry pretekst, by poruszyć temat. Teatr uczy i bawi – takie zadanie, zrealizowane na piątkę z plusem, mogła śmiało obrać sobie nadmorska grupa.
Marzenia do spełnienia
Muzyka, za którą odpowiedzialni są Przemysław Bartoś oraz Marcin Gałązka, była dopełnieniem obrazu zabawy i kolorów. To nie tylko zwykłe odśpiewanie tekstów piosenek, ale odpowiednio dobrane gesty i zachowania. Utwory opowiadały historie, tworząc ją jeszcze bardziej ciekawą i jeszcze mocniej rzeczywistą. Należy pokłonić się aktorom, których delikatne, wręcz liryczne głosy, wpasowały się w mocne brzmienia starszych kolegów. Było to coś wyjątkowego, zwłaszcza, że choreografia nie pozostawała w tyle (Michał Cyran).
Zadbano również o przestrzeń na scenie. Nie było bezsensownie poukładanych przedmiotów, ani dziur. Wszystko, co pojawiało się w polu widzenia publiczności, było sprawnie ogrywane. A pojawiało się dużo, bo scenografia zasługuje na wielkie brawa. Okazuje się, że możliwe jest odtworzenie dziecięcych wizji o wspaniałej szkole szalonego nauczyciela, w której panuje kreatywny i uzasadniony nieład. Barwna wizja Akademii Pana Kleksa została zrealizowana na 100%.
Miejski Teatr Miniatura z Gdańska jest miejscem, w którym, na szczęście, dziecko może być dzieckiem. To przestrzeń, w którym zrealizowano wspaniały projekt, oddając najmłodszym pole do popisu. Piękne odegrane rolę, w których widać ogrom włożonej pracy, zaowocowały niezapomnianym wspomnieniem dla większości oglądających. Cudownie jest podziwiać współpracę między dziećmi a dorosłymi, zwłaszcza taką, od której biję radość. Akademia Pana Kleksa żywo utrzymuje się na podium, gratulacje!
Klaudia Kowalik
fot. materiały prasowe