Mów o sobie, tylko o sobie - recenzja spektaklu
2021-09-19 21:22:15Wyrazić myśli słowem mówionym jest łatwo. Używa się odpowiedniej tonacji głosu, mimiki twarzy, adekwatnych zdań i proszę bardzo – następuje przekazanie informacji. Odbiorca interpretuje ją dokładnie tak, jak zostało mu to nadane. Banał, powtarzany każdego dnia. Sprawa się komplikuje, kiedy nie można użyć ani jednego słowa. Do dyspozycji jest ciało, z całą gamą gestów. Jak bardzo można się zdziwić, ile intencji jesteśmy w stanie przekazać za pomocą ruchu, wie każdy, kto kiedykolwiek oglądał pantomimę. A już najlepiej wiedzą o tym aktorzy Wrocławskiego Teatru Pantomimy. W piątek tj. 17.09., odbyła się premiera spektaklu "Mów o sobie, tylko o sobie" w reżyserii Darii Kopiec. Występ można było podziwiać w Centrum Sztuk Performatywnych Piekarnia we Wrocławiu.
Zobacz, co o spektaklu mówi reżyserka oraz jedna z autorek muzyki do tego przedstawienia. >>
Krzątanina uczuć
Punktem wyjścia dla twórców jest opowiadanie Tadeusza Różewicza "Grzech". To właśnie motyw budowania relacji, pokazywania, ale i ukrywania uczuć, jest tematem przewodnim przedstawienia. Spektakl rozpoczyna się od zaprezentowania codziennych obowiązków: wycierania stołu i krzeseł, odkurzania, mycia okien i podłogi. Już w tym momencie należy podkreślić staranność aktorów do pokazania tych czynności. Każdy ruch był precyzyjnie dopracowany, a więc odczytanie go nie stanowiło żadnego problemu. To wielka sztuka, by samym gestem przekazać coś istotnego. Na scenie pojawiło się pięciu aktorów, a każdy z nich wykonywał inne zadanie, nakładając na to wielorakie emocje. To z kolei prowadzi do dynamiki akcji, nie powodując znudzenia.
Mogłoby się wydawać, iż zwykła krzątanina w kuchni lub pokoju jest czymś zwykłym, niewartym uwagi. A jednak okazuje się ona kluczem do całej historii. Zazwyczaj nie przywiązujemy wagi do tych prozaicznych zadań, traktując je jako przymusowe obowiązki. A to właśnie one pokazują, jacy jesteśmy, kogo udajemy oraz jakie emocje tłumimy. Zadziwia fakt, jak sporo może się wydarzyć między osobami w tym samym pomieszczeniu, a jeszcze bardziej – ile może zadziać się w nas samych. Ilość uczuć i niewypowiedzianych słów może przytłoczyć. Bohaterowie starali się znaleźć siebie, chcąc dotrzeć w ten sposób do drugiej osoby. Odnalezienie własnej drogi nie jest łatwym zadaniem. To codzienna, żmudna praca, która może naprowadzić na nową, obcą sciężkę w życiu. Krzyżowanie dróg z innymi osobami buduje relację, a te z kolei są bardzo kruche. Jak ciężko jest pielęgnować związek z drugim człowiekiem, kiedy nie można stworzyć go z samym sobą?
Muzyka na żywo
Muzyka, która była od początku do końca grana na żywo, stanowi dopełnienie całego spektaklu. Niewyobrażalny jest talent kobiet, które potrafiły wczuć się w historię, by razem z aktorami przekazać najważniejsze intencje. Co ciekawe, nie były to znane utwory, odtworzone na potrzebę przedstawienia. Muzyka stała się partnerem aktorów, uzupełniającym ich myśli oraz słowa, których oni nie mogli wypowiedzieć głośno. Nadawała tempo, rytm, a także rewelacyjnie budowała napięcie, by za moment znów mogła opaść.
Na uwagę zasługują także same muzyczki. W skład zespołu wchodzi Aleksandra Gronowska, Patrycja Betley oraz Katarzyna Kapela. Ich niesamowita energia oraz baczna obserwacja rozwoju sytuacji na scenie, pozwoliły sprawić, by spektakl żył. A było tak przez ponad godzinę, zostawiając pozytywny niedosyt. Nie będzie błędnym stwierdzenie, iż audio sfera była eksperymentalna. Oprócz samych instrumentów muzykę tworzono także poprzez głos. Powtarzalne dźwięki, praca z oddechem oraz uzasadnione krzyki, były odpowiedzią na ruch sceniczny. Skupienie w oczach artystek, reagujących na zmiany gry aktorskiej, były świetną pracą zespołową. Całość wyglądała magicznie.
Praca ciałem
Na scenie wystąpili: Artur Borkowski, Agnieszka Dziewa, Sandra Kromer-Gorzelewska, Anna Nabiałkowska oraz Monika Rostecka. To oni zbudowali przestrzeń, w której uczucia są trudne do wyrażenia, a kiedy uda im się przedostać do świata zewnętrznego, szukają drogi do odpowiedniego wyrażenia. Są twórcami rzeczywistości, w której codzienne obowiązki, stają się pretekstem do poznania siebie i osoby stojącej obok. Na czas trwania spektaklu ich ciała były ulepione niczym z plasteliny, ponieważ każdy ruch, mały i duży, był płynny, elastyczny, dokładny i przejrzysty. Warsztat aktorski, który udało im się wypracować, przynosi niebanalne rezultaty.
Ekspresją ciała potrafili przekazać postawione sobie zadania. Każdy z nich zmagał się ze swoimi problemami, które wybuchały, kiedy wszyscy zasiadali do jednego stołu. Chowali się w sobie, zamykając w ten sposób drogą dla innych. Starali się być razem, choć czasami jest to zbyt ciężkie. Ich twarz musiała pokazać to, co słowem było nie do opowiedzenia. Swoje zadanie wykonali brawurowo. Przy bogatej, choć jednolitej scenografii, za którą odpowiedzialna jest Matylda Kotlińska, zwracali uwagę na siebie. Co ważne, każdy z nich wykonywał inną czynność, a mimo to nikt nie został w tym zlekceważony. Razem tworzyli całość, a to dało im wielką siłę.
To spektakl opowiadający o emocjach na różnym poziomie. Wrocławski Teatr Pantomimy po raz kolejny udowodnił, że słowa nie są potrzebne, by mówić. Choreografia, za którą stoi Anna Godowska, idealnie zbudowała historię. Należą się wielkie ukłony w stronę grupy oraz reżyserki, Darii Kopiec.
Klaudia Kowalik
fot. Krzysztof Zatycki