Godzina przed spektaklem, czyli co tancerz robi przed wyjściem na scenę
2020-07-08 09:07:18Tancerz pracuje dla siebie, ale przede wszystkim dla publiczności. Godzina przed spektaklem wydawałaby się dość krótkim okresem czasu aby coś zrobić, jednak tancerze są świetnymi organizatorami. O czym tancerz myśli przed wyjściem na scenę? Prezentujemy pierwszoosobowe spojrzenie na tę sytuację!
Przeczytaj także: wywiad z tancerką Opery Wrocławskiej >>
Godzina przed spektaklem
Na szczęście koniec rozgrzewki, jeszcze tylko godzinka i zaczynamy spektakl. Nie wiem jak to się dzieje, ale podczas rozgrzewki jesteśmy w stanie zrobić więcej niż podczas normalnej wymiarowej godziny tańca klasycznego. Jestem padnięta. Patrzę w lustro i po raz setny uznaję, że malowanie się przed rozgrzewką było ogromnym błędem. Teraz powinnam iść się "domalować", ale jeszcze na chwilę zostanę na sali i poleżę sobie w szpagacie aby odpocząć. Zamykam oczy i myślę o wszystkich układach, uwagach oraz... oj tak zjadłabym coś dobrego. Pewnie po spektaklu wraz z zespołem wybierzemy się gdzieś za miasto.
45 minut przed spektaklem
Czas się zbierać - dobrze, że przed rozgrzewką już się uczesałam oraz przyszyłam dwa razy mocniej troczki do point. Zawsze się martwię, że mi się odprują. Idę do pani makijażystki i znowu zamykam oczy. To miejsce, zaraz po rozgrzewce na sali, jest moim azylem spokoju. Wchodzę tam gdy wyglądam jakbym płakała. Na moment przymykam powieki i dzieje się magia. Nie dość, że znów mam chwilę by wypocząć to jeszcze wyglądam jak człowiek.
Kolejna stacja - garderoba. Szybko ubieram się w moją paczkę klasyczną. Przez moment wyglądam cudownie, jak prawdziwa prima balerina. Ta chwila nie może trwać zbyt długo, bo aby było mi ciepło nakładam na siebie jeszcze cały dres. Teraz gdyby ktoś zobaczył mnie na ulicy, zastanawiałby się co poszło nie tak. Zastanawiam się czy wszystko zabrałam. Chociaż mam garderobę piętro wyżej i zawsze mogę do niej szybko wrócić. Ale po co, skoro można dłużej poleżeć w szpagacie za kulisami? Patrzę na telefon - jeszcze pół godzinki. Zdążę zjeść jeszcze batona czekoladowego. I tak go spalę. Wcinam szybko i biegnę na scenę.
30 minut do spektaklu
Słucham muzyki w słuchawkach, skupiona na spektaklu gdy ktoś zaczyna mnie ciągnąć w inną stronę. To moi przyjaciele z zespołu. Krótko rozmawiamy i oczywiście robimy szybkie selfie w lustrze, no bo jakżeby inaczej. Zawsze się śmieję, że jest to obowiązkowe zdjęcie, ponieważ gdyby go nie było stałoby się podejrzane, czy w ogóle jestem w pracy. Schodzę na niższe piętro i korzystam jeszcze z okazji, że schody są idealnym miejscem do rozciągnięcia. Kładę się znów w szpagacie, lecz tym razem nie zasypiam. Po szybkiej rozgrzewce nakładam pointy. I wchodzę na scenę, gdzie dziesiątki osób ćwiczą swoje układy.
Chcąc nie stracić uzębienia, znajduję sobie miejsce z tyłu i rozgrzewam na nowo moje mięśnie. Czuję ekscytację. Kocham występować. Zaczynam ćwiczyć swój układ. Próbuję złapać pion, ale nie mogę. Jestem bardzo zła. Raz, drugi, trzeci nie wychodzi mi obrót. Wiem, że to źle ale pocieszam się faktem, że jak teraz nie wychodzi to na spektaklu wszystko będzie dobrze. Słyszę pierwszy dzwonek i właśnie mój brzuch zrobił fikołka. Za chwilę zaczynamy. Idę zdjąć dresy i jeszcze raz przejrzeć się w lustrze.
Ostatnie minuty do spektaklu
Wracam za kulisy, trzeci dzwonek zaczyna dzwonić. Już tylko chwila i wychodzę na scenę. Wszystkie uwagi analizuję od początku. Nie, jednak nie mogę. To będzie za dużo, nic już z tym nie zrobię. Przyjemność - o tym myślę, że jak wyjdę będę szczęśliwa. Kurtyna podnosi się, czuję zjedzony batonik - to był zły pomysł. Pierwsze dźwięki muzyki to już ten czas. Nieśmiale robię krok do przodu i jestem na scenie.
Dominika Bierczak
fot. Krzysztof Zatycki